Cicha Noc (odcinek okolicznościowy)

Kto napisał trzeci odcinek Domu z Bibuły? – zapytał europoseł Killer spoglądając miłosiernie w źrenice zebranych… Była wigilia Wigilii, więc w naturalny sposób liczył na szczerość aktywu. Restauracja Pelargonia spowita była śnieżnobiałym deszczem, tak charakterystycznym dla tej pory roku.
Nikt nie wiedział, czy Killer pyta, żeby pochwalić , czy też żeby zganić. Zapanowało więc tradycyjne lewicowe rozwolnienie.
Stary wyga, redaktor jeszcze komuszej TV, niejaki Bartosz Owczarski drapnąwszy lewe jądro rzekł: Mścisław czy Ty naprawdę wierzysz, że to któryś z naszych?
Owczarski był jednym z nielicznych ze zrzuconych wraz z Wandą Wasilewską za linię frontu towarzyszy, który do europosła zwracał się per „Ty”.
A kto? - wkurwił się nie na żarty Killer. Czy Ty mi chcesz wmówić, że to twórczość Błazenka albo Złamaska? Przecież ich ostatnia twórczość, to wypełnienie oświadczenia majątkowego. A i tak nie ma pewności, czy bezbłędnie. I nie mów mi tylko, że to prowokacja Pierzastego, bo on nie sprowokowałby nawet do wzmożenia swojego przyjaciela Brunatnika Owocowego, z którym kiedyś spał na jednej pryczy w Krajowej Radzie Radiofonii i czegoś tam – warknął Killer i opadł.
I telewizji – dodał cichutko redaktor Owczarski, wspominając czule kroje mundurów swoich kolegów, którzy odpierali nie takie prowokacje.
Stara prawa ręka europosła Killera, czyli Jonasz Tołodziejski wiedział, że w tym momencie może wypowiedzieć myśl, która trafi w jądro sedna: – Szefie. To na pewno te dwa nieudaczne gady Nagórski i Dratewko – stwierdził. Z pomocą rzucił się Tołodziejskiemu natychmiast jego mentor, były wiceminister od skarbonki niejaki Woźnica, który potwierdził: - Tak. To oni. Od dwóch tygodni nie odbierają moich telefonów.
- A dlaczego Dratewki znowu nie ma? - zapytał się groźnie Killer.
- Znaleziono w Bejrucie w kiblu szyfrowany list terrorystów we wczesnym sanskrycie. Mówił, że tłumaczy na praegipski dla centrali. Podobno już rozszyfrował słowo klucz „wasza mać” – dodał usłużnie Woźnica, który wiedział wszystko, co dzieje się w każdej centrali od Timbuktu do Garwolina. Potrafił też nadążyć za tym, dla której właściwie centrali pisze Dratewko.
Dratewko w tym czasie uczył się do egzaminu na Taliba czwartego stopnia. Żeby zdać trzeba było wykazać się umiejętnością przegarniania przyrodzeniem węgli w ognisku i nawiązywania przyjaznych stosunków towarzyskich z kozami. Miał nadzieję, że chodzi o takie na węgiel.
- Ale jest tu przecież Nagórski – podpowiedział Tołodziejski – niech się tłumaczy.
Nagórski nie mówił nic, jak na dobrego oficera przystało, wiedział że, używając porównań motoryzacyjnych, towarzystwo jest małolitrażowe i szybko temat zmieni się na wymagający używania prostych i łatwych do wymówienia wyrazów. Sam był wysokolitrażowy, szesnastocylindrowy i z turbosprężarką. Ropa czy benzyna, żółta czy niebieska – wszystko jedno. I nigdy nie zapijał Ad Blue. Legenda głosiła, że razem z Killerem i świętej pamięci premierem Aleksisem potrafili dotrzymać kroku towarzyszom radzieckim, przynajmniej przez cztery pierwsze doby.
- Dobra robota – pochwalił niespodziewanie Killer zbijając z tropu wietrzące krew towarzystwo. Ropucha doniósł od swojej wiewiórki, że Pierzastego szlag trafia – powiedział nadzwyczaj przytomnie i dodał: kontynuować do skutku.
Temat pewnie byłby hitem wieczoru, gdyby nie czwarta półlitrówka wjeżdżająca na stół i informacja o tym, że Pierzasty po długich namysłach jest coraz bliżej decyzji o kandydowaniu na najwyższy tron.
I masz ten statut Jonasz? – zwrócił się do Tołodziejskiego europoseł.
- Gdzie tam szefie. Nie mam – odparł Tołodziejski i wskazał na stołecznego działacza Ropuchę, który zawsze miał wszystkie kwity, więc mógł mieć i statut. Ale on też pokiwał głową, że nie ma.
Nie szkodzi - powiedział tajemniczo Killer - i tak czekają go po świętach liczne niespodzianki…
Wszyscy wiedzieli, że jeśli Killer cokolwiek ujawnił swoim zaufanym współpracownikom to znaczy, że sprawy weszły w fazę realizacji i nieuchronny wyciek informacji już ich nie powstrzyma.
- Tymczasem zaśpiewajmy tradycyjną, europejską kolędę, której nauczyli mnie towarzysze z frakcji w europarlamencie. Jest ekumeniczna, wielokulturowa a i pasuje do tego, co będziemy robili przez najbliższe miesiące – powiedział i rozdał tekst.
Chwilę później zdzwieni nieliczni przechodnie usłyszeli z restauracji Pelargonia gromki zaśpiew z dziesiątki nadgryzionych zębem czasu i swobodnego podejścia do jakości trunków gardeł…
„…O partigiano, portami via,
o bella ciao, bella ciao, bella ciao, ciao, ciao!”