Dziady cz. III

W nowodziewiczym klubie Parlamentarnym Kolacji i Lewizny atmosfera była napięta jak guma w majtkach. „Jak mogliście!” - wzburzył się Ilicz Pierzasty – gospodarz spotkania. „Jak mogliście nie brać udziału w głosowaniu?” Pierzasty nie mógł pojąć, jak można popełnić taki dziecinny błąd, skutki którego przerabiał już na obozie zerowym SZSP.
"Sekretarz Poranek dostał wszelkie prerogatywy – wyciągnie konsekwencje - zobaczycie co to znaczy nowolewicowy terror!" – zaordynował ale bez przekonania.
Ilicz znowu dostał jakieś broszury od Gutenberga z Osobno, tym razem wydawane przez Świetlisty Szlak i nadrabiał luki w wykształceniu. Nie za bardzo wierzył w zdolności intelektualne sekretarza Poranka, ale ten przynajmniej był wierny, dbał o higienę i potrafił aportować kapcie.
„Tak jest słucham. Po kolei. Kto ma co na swoje usprawiedliwienie”, przyłączył się do Ilicza obecny Stefan Karwowski - szef klubu, który wrócił właśnie z Kobyłki, gdzie tak jak od 10 lat opowiadał o tym, jakim to będzie wielkim politykiem. A Kobyłka rżała ze śmiechu.
Miał poza tym trochę moralnego kaca – powinien pilnować dyscypliny klubu ale jako spec od cyberbezpieczeństwa grał właśnie w Fortnite i nie miał czasu na parlamentarne pierdoły.
„Ja nie mogłam miałam ważne powody, dzieci” – wyrwała się do odpowiedzi Stefania Teresa Robakowska. „Zajmowałam się dziećmi – w tym przyszłymi”. Wiedziała, że wzmianka o nowych dzieciach skutecznie zapowietrzy i sparaliżuje Ilicza. I tak się stało.
„Jakie dzieci?” – „przecież ostatnio byłaś lesbijką, w ramach podlizywania się do naszej frakcji QWERTY” – zauważył Karwowski.
Robakowska nie chciała ciągnąć tematu. I tak kiedyś wszyscy się dowiedzą, że w dniu feralnego głosowania odnalazł ją znowu pies Dżesiki Pinoczet. Ten komunistyczny złóg nasikał jej do butów, torebki, kieszeni w kurtce i próbował nasikać do ucha. To mściwe bydle wszędzie potrafiło ją znaleźć. I wszędzie potrafiło naszczać.
„A ty?” – zapienił się pytająco Karwowski. „Przecież jesteś Sekretarzem swojej własnej zlikwidowanej przed chwilą partii. Co w ciebie wstąpiło?” – rzucił z wyrzutem do posła Złamaska.
Złamasek nie miał nic na usprawiedliwienie. Człowiek, który przez ostatnie 4 lata robił za kierownicę Pierzastego pozostał chwilowo sam.
Ilicz był wyraźnie załamany. Jego świat legł w gruzach. Pokiwał szyją, żeby poruszyć to, co miał na jej końcu i zapytał: „A może ty masz jakieś usprawiedliwienie? Taki doświadczony poseł. Przecież jesteś tu jeszcze od czasów Męczykota?” - tu zwrócił się do jedynego posła więcej niż jednej kadencji – Błazenka, który wturlał się do Sejmu na grzbiecie służb mundurowych.
„No zegarek mi stanął i się spóźniłem” powiedział Błazenek.
„To ty masz zegarek?” - zainteresował się Karwowski. Wiedział, że Błazenek od kiedy zaczął zadawać się z agentami rozpędzonych na cztery wiatry Wiejskich Sił Inwigilacji nie nosił zegarka, długopisu, a wszystkie plomby wymienił na drewniane. Podobno takich nie da się namierzyć z satelity.
„Mam słoneczny” – „takiego spece od Daria nie potrafią namierzyć” – „Wiecie, mają taki program do włamywania się do zegarków – nazywa się Pterodaktyl! Tylko wczoraj było pochmurno i …” – mówił Błazenek ale w pół słowa przerwał mu Pierzasty.
„O rany” – rzucił heroicznie wicemarszałek – „znowu ci zieloni jakiś kit mu wcisnęli..”.
Wszyscy wiedzieli, że istnieje swoista rywalizacja wśród oficerów Służb Niesłusznie Minionych, kto wciśnie Błazenkowi większy kit. Jak dotąd był remis. Błazenek kupował wszystko.
„A poseł Oberszwajna, gdzie wtedy był? A właściwie dlaczego, go tu dziś nie ma?” – wykazał się zaskakującą inicjatywą sekretarz Poranek.
„No jak to gdzie był? Tam gdzie zwykle, ale akurat kiedy były głosowania, to o zakąszaniu przypomniał sobie dopiero po czterech godzinach” – doniósł usłużnie Złamasek – „i go trochę sponiewierało” - dodał niechcący.
„To co mówimy ludziom?” - zainteresował się Karwowski mając na myśli swój elektorat spod Kobyłki. „Przecież te swołocze od Killera znowu będą z nas kpili w swoim cyberszmatławcu” – zatroskał się w nowodziewiczym uniesieniu.
„Nic nie robimy” - powiedział wicemarszałek Ilicz, Zmarszczył brew jak na prawdziwego przywódcę zjednoczonych nowodziewiczych partii przystało i rzekł: „Robimy mądre miny i udajemy, że to było celowe. Że to taka taktyka i mądrość długofalowa. Mądrość etapu. Kiedyś ludzie od Klęczyńskiego pomyślą, że znowu nas nie będzie na głosowaniu a tu proszę. Nagle i niespodziewanie, ku zaskoczeniu wszystkich, będziemy”
Żeby jednak pobudzić wyraźnie upadłego ducha wicemarszałek Pierzasty sięgnął do podstawowego arsenału młodego lewicowego agitatora: „Wyklęty powstań, ludu ziemi, Powstańcie, których dręczy głód.”- zaintonował
Wszyscy siedzieli. Tylko Złamasek, wziął to do siebie i wstał…
W tej sytuacji zagubiona rzeczniczka Stefania Teresa Robakowska ani nie siedziała, ani nie wstała. Na wszelki wypadek położyła się na boku…
Marian Jaskrawy
----
Przeczytaj też