Tusk i Miller mówią jednym głosem: To nie są wybory!

Nie będę uczestniczył w procedurze głosowania organizowanej przez ministra Sasina i PiS. Celowo unikam słowa 'wybory', bo to wybory nie są - oświadczył dzisiaj były premier, a obecnie szef największej w Europie partii EPL, Donald Tusk. Od kilku dni tak samo jednoznacznie stawia sprawę były premier i lider SLD, a obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego, Leszek Miller. Zapowiedział on, że nie weźmie udziału w wyborach, które "nie będą ani powszechne, ani równe, ani bezpośrednie, ani tajne".
Podjąłem decyzję, że jeśli nic się nie zmieni, to po raz pierwszy nie będę uczestniczył w wyborach, bo uważam, że to nie są wybory - mówił Miller wczoraj na antenie TVN24. Tydzień temu na łamach "Super Expressu" były lider lewicy tak argumentował swój sprzeciw wobec udziału w wyborach, które sam nazywa "pocztyliadą": Konstytucja powiada, że prezydent jest wybierany w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich i tajnych. Majowe wybory nie będą ani powszechne, ani równe, ani bezpośrednie, ani tajne. W ich „kaczyńskiej” wersji Państwowa Komisja Wyborcza – ustawowy organizator odpowiedzialny za prawidłowy przebieg wyborów - została od nich odsunięta. Zamiast PKW organizatorem tzw. wyborów będzie aktywista PiS i minister w rządzie premiera Morawieckiego, Jacek Sasin. Zamiast urny wyborczej będzie skrzynka pocztowa. Każdy kto uczestniczy w tej farsie chcąc nie chcąc autoryzuje jawny szwindel.
W swoim dzisiejszym oświadczeniu Donald Tusk w dużej części rozwija stanowisko Leszka Millera w tej sprawie. Te wybory nie są wyborami w sensie ustrojowym, bo nie będą ani wolne, ani równe. To, co chyba najważniejsze i takie ewidentne, to że nikt nie zapewni nam tajności wyborów, a ludzie chcą mieć pewność, że głosują nie po to, by władza, by rząd wiedział jak dany obywatel głosuje - podkreślił w nagraniu szef Europejskiej Partii Ludowej.
I Tusk i Miller, poza aspektami konstytucyjnymi, zwracają także uwagę na aspekt bezpieczeństwa.
Leszek Miller pisał, że "majowe głosowanie będzie się toczyć w szczycie pandemii". Były premier przywołał przy tym stanowisko Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, które oświadczyło, że "warunki głosowania nie zapewniają ochrony przed zakażeniem zarówno członkom obwodowych komisji wyborczych, osobom głosującym, jak i obsłudze technicznej".
Z kolei Donald Tusk stwierdził w oświadczeniu, że "nie ma dzisiaj żadnego powodu, byśmy mogli zaufać rządzącym tak w stu procentach, że coś jest bezpieczne, a coś jest niebezpieczne". Chciałbym usłyszeć, nie rekomendację pana Sasina, że jego procedura jest bezpieczna ze względów zdrowotnych, jest on bowiem dzisiaj ostatnią osobą w Polsce, która kojarzy mi się z bezpieczeństwem - mówił. Nie wystarczy mi też zapewnienie ministra Szumowskiego - dodał Tusk.
Nie jest żadną tajemnicą, że zarówno w Platformie Obywatelskiej jak i w SLD, nie wszyscy są fanami i Tuska i Millera. Nie wszyscy też podzielają ich jasne i zdecydowane stanowisko w sprawie bojkotu nadchodzących wyborów w formule pocztowej. Na miejscu przeciwników pozwoliłbym sobie jednak na chwilę refleksji. Coraz częściej zdarza się bowiem, że obaj byli premierzy mają identyczne, albo bardzo zbliżone, opinie dotyczące bieżących wydarzeń politycznych. I mają też nie tak odległe od siebie opinie dotyczące funkcjonowania struktur europejskich i priorytetów czy wyzwań jakie stają przed Polską, jeśli chcemy być nadal częścią europejskiej rodziny.
A taka zbieżność poglądów i ocen może w przyszłości, chociaż nie musi, zakiełkować czymś zupełnie nowym.